poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 11 ;x

Julie's POV 

Nie mam pojęcia jak z 13.00 stała się 18.15. Nie wiem jak Harry to robi, ale jak jestem z nim to czas mija szybciej, a o problemach zapominam kompletnie. Obejrzeliśmy z 6 filmów i zaczynały mi już oczy łzawić od ekranu.
Kątem oka zauważyłam jak Harry ziewa. Przeciągnął się i już po chwili czułam jak jego ręka mnie obejmuje. Uśmiechnęłam się lekko i przysunęłam do niego. Mogłabym tak siedzieć jeszcze parę godzin...
-Juliee! Chooodź tutaaaj!-usłyszałam krzyk mojej jakże kochanej przyjaciółki. Westchnęłam.
Czyli jednak nie mam co marzyć o pozostaniu w ramionach Loczka jeszcze przez chwilę.
Niechętnie wstałam i z ociąganiem weszłam do pokoju Cathy.
-Czego!?-warknęłam na nią. Aż sama się przestraszyła.-Przepraszam, ale na dole mam niezłe ciacho na kanapie i właśnie nam przerwałaś!
-Um.. wybacz.-zaśmiała się.
-Dobra, teraz mi powiedz czemu łazisz w samym szlafroku i wala się tu masa twoich ciuchów?
-Bo.. nie wiem w co się ubrać...
Cathy przed randkami zachowuje się jak mały zagubiony kotek. Wszystko rozwala i potyka się o własne nogi. Kocham ją po prostu.
-Masz, zakładaj to.-podałam jej sukienkę. Grzecznie ją wzięła i założyła na siebie w łazience. Wyszła z niej, a ja wcisnęłam jej biżuterię i kazałam jej usiąść na toaletce.
-Wyprostuj włosy, pomaluj się jakoś i będziesz piękna.-poklepałam ją po plecach po czym zbiegłam do Hazzy.
-Przepraszam cię, Cathy wychodzi na randkę i jak zawsze trochę świruje...
-W porządku.-wyglądał jakby powstrzymywał się od śmiechu.
-O co chodzi?-zapytałam siadając koło niego.
-Naprawdę uważasz mnie za "niezłe ciacho"?-wybuchł śmiechem, nie mógł się powstrzymać. O Boże, słyszał to. Zakryłam twarz włosami. Najprawdopodobniej byłam teraz cała czerwona.
-Zapomnij.-ucięłam krótko. Wróciliśmy do oglądania filmu. Gdy brązowowłosy ponownie mnie objął, zadzwonił dzwonek do drzwi. No kurde!
-Cathy, Justin przyszedł!-krzyknęłam.
Dziewczyna jak na zawołanie zbiegła na dół. Zagwizdałam.
-Mówiłam, że będziesz piękna.-przytuliłam przyjaciółkę. Ta skinęła głową i szybko wyszła.

Cathy's POV

-Wow, ślicznie wyglądasz.-dostałam całusa w policzek od Justina.
-Dziękuję.-zarumieniłam się.
Wsiedliśmy do samochodu.
-Powiesz mi w końcu co to za niespodzianka?-zapytałam.
-Aleś ty niecierpliwa.-zaśmiał się.
-No powiedz!
-Nie.
-Dlaczego?
-Nie zadawaj zbędnych pytań.
-No weź!
-Nie.
-Proszę!
-Nie.
-Błagam!
-Nie.
-Eh, okropny jesteś.
Zaśmiał się  i nachylił do mnie po czym znów pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Patrz na drogę.-mruknęłam i odepchnęłam go.
Dojechaliśmy w końcu. Jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy przed restauracją stała kolejka ludzi. Wszyscy chcieli się tam dostać. Justin miał rezerwację, ale musiałam bramkarzowi pokazywać dowód tożsamości, bo nie wierzył, że ja to ja. Co za ludzie..
W środku było ... elegancko. Trochę nie moje klimaty, ale miło, że Justin się postarał. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i zamówiliśmy jedzenie.
-Dowiem się teraz jaka to niespodzianka?-zapytałam.
-Nie.
-Dlaczego?-jęknęłam.
-Żartuję.-złapał mnie za rękę.-Chciałem cię zaprosić na weekend do Toskanii. Mam tam małą willę i pomyślałem, że skoro za tydzień wyjeżdżam do stanów, możemy spędzić ten czas tylko we dwoje...
Szczerze? Nie podobał mi się ten pomysł. Myśl o trzech dniach spędzonych sam na sam z Justinem mnie przerażała.
-Nie jestem pewna...-starałam się mówić stanowczym tonem.-Jeśli mamy tam być sam na sam...
-Ale to jest w tym właśnie najfajniejsze! Nikt nas nie będzie sprawdzał, cała chata dla nas, długie wieczory i jeszcze dłuższe poranki. -zaśmiał się.-Moglibyśmy się genialnie bawić.
Świetnie, już wiedziałam do czego on zmierza.
-Skąd ten pośpiech? Ledwo zaczęliśmy się spotykać.-stwierdziłam.-Nie wiem czy jestem na to gotowa.
-Cathy, to, że nie chodzimy ze sobą od miesięcy nie oznacza, że mi na tobie nie zależy.-zamilkł na chwilę.-Bo zależy i to bardzo.
Wahałam się. Nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby go łagodnie przyhamować. Justin nachylił się do mnie i założył mi jeden kosmyk włosów za ucho.
-Prawda jest taka, Cathy, że ja chyba... chyba cię kocham i chciałbym ci pokazać jak bardzo.-jego ciemne tęczówki wpatrywały się w moje. Kiedy zastanawiałam się nad odpowiedzią, miałam wrażenie, że jego kąciki ust uniosły się w triumfalnym uśmiechu.
-Justin, oboje wiemy, że to nie prawda.
Zrobił zdezorientowaną minę i zabrał ręce.
-Co masz na myśli? Oczywiście, że cię kocham. I to od dawna...-zaczął.
-Słuchaj, dobrze wiem dlaczego chcesz mnie zabrać do Toskanii, nie jestem głupia. I na pewno świetnie byśmy się bawili chodząc ze sobą, ale jak dla mnie za mało było tego chodzenia, żebym miała spędzać z tobą weekend.
Miał taką minę jakby ledwie powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć.
-Chcesz powiedzieć, że nie pojedziesz ze mną do Toskanii?-jego głos nagle stał się lodowaty.
-Właśnie tak. Dla mnie to za wcześnie.
Trzasnął dłonią o stół tak mocno, że ludzie dookoła na nas spojrzeli.
-Myślałem, że się rozumiemy.-warknął.
-Więc się myliłeś. Bardzo cię lubię i myślę, że chciałabym z tobą chodzić, ale nie na twoich warunkach.-mój ton stał się ostry. Para obok nas przypatrywała nam się z niedowierzaniem, pewnie podsłuchiwali.
Usta Justina zacisnęły się w prostą kreskę.
-Czyli przez ten cały czas po prostu mnie podpuszczałaś? To nie było zbyt miłe.
Zaśmiałam się.
-Zdziwię cię, ale wcale nie. Cieszę się, że tak szybko przekonałam się jaki naprawdę jesteś. Chyba powinieneś mnie zawieść do domu.
-Pff, przynajmniej nie zmarnowałem na ciebie weekendu. -rozparł się na krześle z wściekłą miną.
Potrzebowałam kilku minut, żeby ochłonąć. Wstałam od stołu.
-Idę do toalety, zaraz wracam. Mógłbyś poprosić o rachunek?-starałam się panować nad głosem.
Kolejka do łazienki była dość długa, więc miałam dużo czasu na myślenie. Byłam wściekła. Kiedy w końcu weszłam do środka, ochlapałam lekko twarz zimną wodą, poprawiłam włosy i nie zastanawiając się dłużej, wróciłam na salę.
Nie zobaczyłam Justina przy naszym stoliku. Leżał na nim za to rachunek i kilka banknotów. Może chłopak też poszedł do toalety?
Usiadłam na krześle i utkwiłam spojrzenie w oknie. Mężczyzna wychodzący z restauracji wyglądał bardzo znajomo. Tak, to był ON.
Z niedowierzaniem patrzyłam jak wsiada do samochodu, którym przyjechaliśmy i z cynicznym uśmieszkiem odjeżdża. Uduszę, uduszę go. Jak mógł mi się podobać taki idiota?
Wpadłam  na nie ciekawą myśl. Sięgnęłam po rachunek i z bólem przekonałam się, że banknoty, które zostawił Justin pokrywają tylko połowę kwoty. Zemdliło mnie lekko.
Ale miałam problem. Policzyłam, że jeśli zapłacę za resztę rachunku, nie starczy mi na taksówkę, czy nawet autobus!
Wkurzona po zapłaceniu wyszłam na dwór. Zadzwoniłam do Julie.

Julie's POV

Harry właśnie mnie łaskotał, bo nie chciałam oddać mu pilota. Brzuch już mnie bolał od śmiania się.
-Prz-e-przestań! Bła-Błagam!
-A co będę z tego miał?
-Pi-pilota!-wyjęczałam.
-Hm.. on już mnie nie interesuje.-stwierdził chłopak.
Na moje szczęście zadzwonił telefon.
-Eh, uratowana przez komórkę. Któż się dobija?-zapytał Hazza.
-Cathy.-zdziwiłam się po czym odebrałam.-Co jest, śliczna?
-Juls, nie wiem jak to zrobisz, ale zabierz mnie stąd.-poprosiła błagalnym tonem. Czułam, że ledwo powstrzymuje się od płaczu. Przestraszona wzięłam na głośnik.
-Zaraz, ale co się stało?
-Ten dupek mnie tu zostawił! Nie wiem nawet gdzie jestem, Julie!-panikowała.
-Uspokój się, Cathy. Sprawdź na jakiej jesteś ulicy. Gdzieś musi być napisane. I weź głęboki wdech, a potem wydech.-Harreh się odezwał.
Chwila ciszy, a następnie usłyszeliśmy nazwę ulicy.
-Boże, jaka ja jestem naiwna...-jęknęła.
-Ciii, spokojnie. Jedziemy po ciebie.-uspokoiłam ją po czym pędem z Loczkiem pobiegliśmy do jego auta.
Po 10 minutach w końcu zobaczyliśmy Cathy przed drogą restauracją. Moja przyjaciółka wyglądała jak biedny,smutny stworek. Dobrze, że chociaż nie padało.
Wybiegłam do niej i ją przytuliłam. Brązowowłosy był zaraz za mną.
-Co on ci zrobił, Cat!?-zapytałam od razu.
-Później ci powiem. Dzięki, że po mnie przyjechaliście.-mruknęła smutno.
-Nie ma sprawy, naprawdę. -Harry uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Jedźmy do domu, zimno mi.-dodała cicho dziewczyna.
-Hej, mała, co ci się stało? Jak tu wchodziłaś, byłaś w miarę radosna.-usłyszałam za sobą ten cholernie dobrze znany mi głos. Cat cała się spięła i odwróciła się w stronę JEGO.
Jason stał niedaleko nas. Opierał się o jakiś słup.
-Co ty tu robisz!?-warknęłam.
-Stoję tu sobie, nie widać? Tak w ogóle miło was widzieć. Sms doszedł?-uśmiechnął się ironicznie.
-Odpierdolisz się w końcu ode niej!?-krzyknęła wściekła Cathy. Harry aż musiał ją przytrzymać.
-Wow, spokojnie. Tylko chciałem się przywitać. A ty co? Facet cię zostawił? Wiesz, jakoś nigdy nie miałaś powodzenia u chłopaków..-zaśmiał się mój ex.
-Zostaw ją w spokoju! Co ty tutaj robisz?-spytałam trochę spokojniejszym tonem. Jason zaczął podchodzić do nas powolnym krokiem.
-Stęskniłem się.-wyszczerzył te swoje zęby.
Kątem oka zauważyłam jak moja przyjaciółka z szeroko otwartymi oczami gapi się na swoje buty.
-Ej, co jest?-mruknęłam do niej.
-Skąd wiedziałeś, że tu będę!?-warknęła do niego dziewczyna.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Przechodziłem...
-Nie ściemniaj! A skąd mogłeś wiedzieć, że wczoraj wracałyśmy z galerii!? Tam też byłeś!-puszczały jej nerwy.
Zapadła cisza. Nie wiedział jak na to zareagować.
-Śledziłeś nas?-zapytałam z niedowierzaniem. Zaśmiał się.
-Może i tak...-nie zdążył dokończyć, bo dostał od Harry'ego w twarz.

\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Tam tam TAAAAM! Nareszcie się dzieje! Rozdział 11 już za nami!
Szczerze, jak nam wyszedł? Bo my jesteśmy zadowolone C:
Rozdział 12 nadchodzi wielkimi krokami, a tym czasem komentujcie ten ^,^

Kochamy was ;*

Julie & Cathy




1 komentarz:

  1. Świetny rozdział... ;) NIE MOGĘ UWIERZYĆ !myślałam że cathy będzie z justinem dłuuugo a tu taki zwrot akcji :(

    OdpowiedzUsuń